Wywiady z absolwentami

Wywiad z Joanną Przybylską (Woźniak).

Wywiad przeprowadziła córka, uczennica klasy V - Marta Szygenda.

MS: Marta Szygenda

JP: Joanna Przybylska


MS: Dzień dobry. W związku ze zbliżającym się jubileuszem w Szkole Podstawowej w Kotuni, chciałabym z Panią przeprowadzić wywiad.

JP: Z przyjemnością odpowiem na pytania.

MS: W którym roku skończyła Pani naukę w Szkole Podstawowej w Kotuni?

JP: Absolwentką zostałam w roku szkolnym 1981/1982 r.

MS: Kto był Pani wychowawcą?

JP: Moim wychowawcą była Krystyna Puról.

MS: Ilu uczniów liczyła Pani klasa?

JP: Pamiętam, że uczniów wtedy było mało. Nas było tylko 12 uczniów.

MS: Których nauczycieli Pani najczęściej wspomina i dlaczego?

JP.: Najbardziej wymagającym nauczycielem był Tadeusz Stempniak, który uczył w szkole fizyki i matematyki. My mieliśmy z nim fizykę. Miał długi gumowy wąż, którym uderzał o ławkę. Były to tak przeraźliwe dźwięki, że człowiek pocił się ze strachu. Dlatego wszystkie wzory każdy umiał na pamięć. Zawsze byliśmy przygotowani do lekcji. Matematyki uczył mnie Wiesław Pułról, który lubił na lekcji słuchać audycji muzycznych. Wtedy nie wolno było mu przeszkadzać. Za moich czasów uczyliśmy się nie tylko j. polskiego, a także j. rosyjskiego. Lekcje te prowadziła Jadwiga Szymańska, która nas nie tylko nauczyła mówić płynnie po rosyjsku, niektórzy z nas nawet w tym języku lepiej śpiewali niż po polsku. Wychowania fizycznego i muzyki uczył mnie Marek Ucinek. Niestety, wychowanie fizyczne nie przypadło mi do gustu. Biologii uczyła mnie Maria Boruszak, która była najbardziej wymagającą nauczycielką. Ze wszystkich przedmiotów zawsze najbardziej lubiłam historię, której uczyła mnie Krystyna Puról.

MS: Jak Pani uczyła się w szkole?

JP: Uczyłam się bardzo dobrze, nigdy nie miałam problemów z nauką. Bardzo lubiłam pracować społecznie.

MS: Jak wypada porównanie szkoły lat 70/80 ze szkołą współczesną?

JP: Pamiętam, że do szkoły chodziłam przez 8 lat w granatowym fartuszku z białym kołnierzykiem. Mieliśmy książki, a nie było ćwiczeń. Czasem przepisywaliśmy całe strony z książki do zeszytu. Wtedy nie było wcale komputerów w szkole. Uczniowie nie korzystali z dowozów. Zimą jak zasypało to po kolana szliśmy do szkoły, ale było fajnie, ponieważ rzucaliśmy się śnieżkami. Dawniej w szkole były piece kaflowe, potem założono grzejniki. Któregoś roku zima była tak ostra, że grzejniki zamarzły i nawet mieliśmy z tego powodu kilka dni wolnego.

MS: Czy coś szczególnego zapamiętała Pani z tamtych lat?

JP: Wszystkie przerwy spędzaliśmy na boisku. Ktoś po południu przerzucił kawałek szyny przez płot. Zupełnie nie wiadomo po co. Ile razy biegłam na boisko, tyle razy się o nią zahaczałam. Aż któregoś dnia postanowiłam ją przerzucić przez płot, a z drugiej strony biegł Leszek Parus, którego nie widziałam. Szyna uderzyła go w głowę. Krew tak spływała, że oka nie było widać. Bardzo się wtedy wystraszyłam. Do klasy ze mną chodziło dwóch braci Wieczorków, Rajmund był dwa lata starszy od Michała. Młodszy z braci uczył się dobrze, a Rajmundowi nauka nie szła najlepiej. Za to był większy od nauczycieli i wszyscy go lubili. Często Rajmundowi odrabiałam lekcje, a on nosił mi teczkę i stawał zawsze w mojej obronie. Niestety, nie doczekał tego pięknego jubileuszu, ponieważ już nie żyje.

MS: Dziękuję serdecznie za wywiad.

JP: Ja również dziękuję, miło się rozmawiało.



Copyright © 2011 Szkoła Podstawowa im. Ireny Kosmowskiej w Kotuni